Słuchajcie.
Zauważyliście, że od dłuższego czasu nic nowego nie pojawia się
na blogu. Nie mogę się „podnieść” i prowadzić bloga z
jakąkolwiek intensywnością (najlepiej sprzed 2013 r). Czuję, że
w końcu nastąpiło wypalenie się. Broniłem się przed tym przez
długi czas. Przez prawie cały rok 2013 r. cierpiałem na chorobę
-zniechęcającą-do-wszystkiego-. Często zmuszałem się żeby coś
robić, więc pozostał jakiś ślad z tego roku.
Obecnie
nie czuję chęci i weny do prowadzenia bloga. Od kilku miesięcy nie
mogę zabrać się za dodanie kilku zdjęć i przepisów na „Zielone
szejki”, które pojawiły się na profilu FB czy też inne
zdjęcia/przepisy, których jeszcze nie ma na blogerze. Stało się
to dla mnie jakimś przykrym obowiązkiem, zniechęcającym zamiast
sprawiającym radość. Kiedyś potrafiłem przeglądać setki blogów
kulinarnych i wyszukiwać nowe przepisy do wypróbowania,
zweganizowania itp. Od dłuższego czasu nie zaglądałem w zapisane
zakładki, nie mam chęci, żeby tam klikać. Gotuje wyraźnie mniej,
to co umiem, co lubię, bez szaleństw kulinarnych.
Nie
ma sensu co kilka miesięcy zapowiadać wielki „come back”, bo
trudno stwierdzić czy i kiedy on nastąpi. Pisząc ten tekst jest mi
przykro, że długo nie wytrzymałem (chociaż z drugiej strony też
całkiem długo) z moim zainteresowaniem. Jestem raczej osobą,
której wszystko szybko się nudzi i podziwiam sam siebie, że
potrafiło mnie to wkręcić na tak długi czas.
Zawieszam
swoją działalność na blogerze i facebooku do odwołania. Może
kiedyś powróci mi chęć i natchnienie. Wszystko zostawiam. Nie mam
zamiaru kasować bloga czy zamykać fan page'a. Czerpcie z nich
pełnymi garściami. Jeśli też w jakiś sposób promuje to dietę
wegańską to cieszę się z tego powodu.
Dziękuję
za to, że czytaliście, korzystaliście z moich przepisów,
komentowaliście wpisy publikowane przeze mnie.
Facet
w kuchni i wege szamka
czyli
Michał J.