Bułeczki oliwkowe "chodziły" mi po głowie od dłuższego już czasu (jeszcze przed założeniem bloga). Zobaczyłem je na genialnym (nie przesadzam) wegańskim blogu I can't believe it's vegan i od razu zachciałem ich spróbować, ale ciągle nie mogłem się zebrać w sobie, zakasać rękawów i zabrać się do roboty. Szczerze żałuje tego zwlekania, bo są naprawdę cudowne :D.
Przechodząc do spraw technicznych - nie trzymałem się sztywno przepisu i robiłem po swojemu. Największe zmiany to: 500 g mąki, świeże drożdże, zioła prowansalskie, kurkuma, ostra papryka (miało być piekielnie ostro - a wyszło jakby w piekle brakowało opału ;P), oliwki zielone (dałbym też czarne gdybym miał) i olej zamiast oliwy.
Z tej ilości mąki wyszło mi 16 albo 17 bułeczek (nie pamiętam ile zjadłem;). Piekłem w temp. 175 st. Celsiusza z termoobiegiem przez ok. 25-30 minut. Jedna lub dwie były lekko twardawe, reszta okej.
Specjalnie dodałem kurkumy, żeby nadać jakiegoś kolorku, gdyż autorce wyszły blade.
wyszły profesjonalnie. Dobry pomysł z tą kurkumą:)
OdpowiedzUsuńDzięki za uznanie ;). Obawiałem się, że nie wystarczy kurkumy do zabrawienia ciasta, ale wychodzi na to, że już niewielka jej ilość barwi intensywnie. Następnym razem sporóbuje z papryką, bo też mogą ciekawie wyglądać:).
OdpowiedzUsuńa z czym je jadłeś? i jak wyglądają w przekroju?
OdpowiedzUsuńW przekroju wyglądały jak zwykłe bułki;). Trudno mi powiedzieć, bo już nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńPlanowałem zjeść je z pokrojonym w paseczki avocado, papryką i innymi warzywami.
Z braku warzyw zjadłem z twarożkiem i jako zagrycha do sałatki z pomidora, ogórka, sałaty pekińskiej.