Oto kolejne zaległe dania:
1) Pieczone ziemniaki. Uwielbiam je. Wspominałem wcześniej że dodam, ale przez długi okres czasu nie chciałem robić tłumacząc sobie - niezdrowe, nie chce mi się i takie tam. To było na wyrost, bo wcale nie ociekały tłuszczem, a nawet wyszły z lekka suche.
Robiłem je tak: obgotowałem 4-5 sztuk ziemniaków, pokrojonych w większe cząstki, żeby nie były surowe ale nie rozpadały się. Sporządziłem marynatę z oleju słonecznikowego, kilku szczypt przyprawy do pizzy oraz pieprzu ziołowego, słodkiej i ostrej papryki oraz indyjskiej curry. Wymieszałem dokładnie. Piekłem na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w piekarniku rozgrzanym do ok. 180 st. Co jakiś czas przewracałem, żeby opiekły się równomiernie. Dokładnie nie pamiętam czasu, być może trwało to 20-30 minut.
2) Zupa "na winie". O zupce nie ma co wiele pisać, bo jest prosta do bólu. Składa się z mieszanki warzywnej i fasolki szparagowej mrożonej, żółtej papryki, 2 marchewek i kilku ziemniaków pokrojonych w kostkę, po 1 garści ryżu i kaszy jęczmiennej, kilku różyczek brokuła pozostałych po poprzednim obiedzie oraz przypraw - majeranku, soli, pieprzu i kostki wegetariańskiej.
nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam pieczone ziemniaki
OdpowiedzUsuńwielką mam na nie ochotę :-)
a gdzie to wino? :)
OdpowiedzUsuńTak się mówi, że z tego co się na-winie pod ręke powstaje zupa. Nie wiem skąd się wzięło ale tak jest;).
OdpowiedzUsuń